Historia napisana przez życie
Ostatnie kilkanaście dni wykończyło mnie emocjonalnie. Granie na moich uczuciach urosło do niebagatelnych rozmiarów.
Mam pewną sąsiadkę, której pomagałam przez lata. Głównie wspierałam ją w opiece nad jej zwierzętami oraz domem, gdy wyjechała, niekiedy otrzymywała też ode mnie podarunki w formie jedzenia dla kotów. Wielokrotnie pamiętam stwierdzenie mojego męża „gdzie by sąsiadka taką drugą głupią znalazła”… Niewątpliwie coś w tym było. Czasem czułam się wykorzystywana na maksa, ale mając zawsze na uwadze dobro zwierząt, znosiłam różne kaprysy sąsiadki. Tak historia toczyła się latami…
Któregoś dnia Pani K zawołała mnie do siebie, oznajmiając, że przygarnęła kolejnego kota z ulicy. Pokochałam go od pierwszego wejrzenia. Udomowiony, bardzo mądry, posłuszny… Kot zapewne wychowywany był gdzieś w domu. Grom z jasnego nieba uderzył w Panią K, kiedy przyszła od weterynarza i okazało się, że kot jest kotem, a nie kotką… Pani K oświadczyła cytuje: „ kota to ja nie chce” i tak dostałam obuchem w głowę. Wtedy nastąpiło pierwsze spięcie między nami.
Spięcia pojawiały się już codziennie, przy każdej okazji, kiedy przychodziłam do sąsiadki podać leki kotu (niestety Pani K oznajmiła, że nie będzie mu podawać leków, stąd znów ja się do tego zobowiązałam). Każdego dnia byłam terroryzowana psychicznie różnymi historiami na temat kotka, który w niczym nie zawinił… Zawiniły jedynie dziwne urojenia sąsiadki, no bo kto normalny na rozumie opowiada, że kot ma „zło w oczach” ( takich głupich opowiastek było znacznie więcej, a mnie szlak jasny trafiał)… Były momenty bardzo trudne, ale trwałam w tej chorej sytuacji, bo chciałam pomóc Filemonowi (tak nazwałam kociuszka).
Punktem kulminacyjnym okazała się niedziela. Z rana odebrałam telefon, a w nim znajomy mi głos mówiący „wejdź do mnie natychmiast i zabierz tego kota”… W tamtej chwili nie mogłam wejść (byłam poza domem), poza tym musiałam wszystko na spokojnie przedyskutować z moimi bliskimi. Nie mogłam podjąć pochopnie decyzji, gdyż sama mam swoje zwierzęta i w dodatku małe mieszkanie. Jestem zbyt odpowiedzialna i gdy już się czegoś podejmuje, robię to świadomie… Wiedziałam, że kot nie będzie mógł zostać u mnie na stałe, ale miałam już plan jak go przejąć i poszukać mu odpowiedniego domku. Mogłam chociaż tyle. Niestety, kiedy miałam już wszystko gotowe (kocyk, miseczki, dodatkową kuwetę itp) w niedzielę wieczorem usłyszałam od Pani K, że kota mi już nie da… Dlaczego? Bo okazało się, że Pani K to wredna i podła osoba i ponieważ nie spełniłam jej porannego żądania, swoje zdanie zmieniła…. Szala mojej goryczy się przelała… I bez konkretnych epitetów, powiedziałam, co myślę…
Po dziś dzień nie wiem, co się stało z kotkiem, czy jest wciąż u Pani K. Obserwuje jedynie schronisko, i osiedle… Na siłę do mieszkania sąsiadki wejść nie mogę, pozostaje tylko nadzieja…
CZEGO TA HISTORIA MNIE NAUCZYŁA?
Zwierzę nie jest rzeczą. Jeśli go przygarniamy, róbmy to z głową!
Bądźmy odpowiedzialni, a jeśli już - krzywdźmy siebie, a nie niewinne istoty!
Nie uchylajmy serca osobom nieodpowiedzialnym, podłym i zawziętym!
Powiem Wam, że bardzo poruszyła mnie ta historia. Nie spałam przez kilka nocy. Cała ta sytuacja dotknęła mnie osobiście. Z sąsiadką wiązała się długa historia znajomości i pomocy. Byłam dobra i lubiana, ale tylko dlatego, że robiłam to, o co mnie proszono. Z biegiem lat prośby zamieniły się w żądania, a głupia Kasia zaczęła dostrzegać rzeczy, których nie chciała widzieć.
Smak goryczy pozostał ze mną. Nie rozumiem postępowań pewnych ludzi, ale wiem jedno- nie chcę się zmieniać, chcę wciąż pomagać bezbronnym istotom. Zwierzę nie ugryzie nas bez powodu, a człowiek tak. Za moją dobroć, serce i wieloletnią pomoc otrzymałam zapłatę. Najbardziej ucierpiał niewinny Filemon.
A oto słodki Filemon (zdjęcie wykonałam podczas opieki nad kociakiem):
KOCHANI SZANUJMY WSZYSTKO, CO ŻYJE, KOCHAJMY I OKAZUJMY SERCE, KIEDY TYLKO MAMY TAKĄ MOŻLIWOŚĆ!!! POKAZUJMY DOBRO, A JEŚLI ZOSTANIEMY UGRYZIENI, OPATRZMY RANĘ I POCZEKAJMY AŻ SIĘ ZAGOI!!!
No cóż Kasiu... Aby poznać dobrze człowieka trzeba z nim zjeść beczkę soli, tak mawiają. Dziwię się też trochę Tobie że wcześniej nie poznałaś się na sąsiadce. Z opisu wynika że wykorzystywała cię beszczelnie, co zauważyła nawet Twoja rodzina.. Niektórzy ludzie mają tępe umysły i
OdpowiedzUsuńwykorzystują ludzką dobroć do swoich egoistycznych zachcianek. To ewidentny brak szacunku dla drugiego człowieka. A swoją drogą to może ta sąsiadka jest chora? Bo całe jej zachowanie jest dziwne ?
Tak Julio, masz rację, byłam naiwna, nie zauważałam pewnych rzeczy, które moi bliscy dostrzegali już dawno. Dlaczego?- bo chciałam zawsze pomagać- w większości zwierzętom Pani K, ale ona również na tym korzystała.... Też zaczęłam się zastanawiać, czy ta Pani, aby napewno jest zrównoważona psychicznie i dorosła emocjonalnie... Myślę, że nie, przez wiele lat mogłam poznać jej dość osobliwe zachowania... Kto normalny w taki sposób mógłby postąpić?
OdpowiedzUsuńBardzo przykra ta historia. Ludzie o dobrym sercu często dostają po tyłku. Kasiu wycisz się troszkę i odpocznij, bo nerwy nic nie pomogą. Miejmy nadzieję, że kotek trafi jakimś cudem w lepsze ręce, a ty miej poczucie, że chciałaś pomóc do końca.
OdpowiedzUsuńTak, wiem, muszę się wyciszyć i uspokoić, tylko jak to zrobić, kiedy wiem, że jakieś istnienie jest nie chciane... Tak bardzo chciałabym pomóc...
OdpowiedzUsuńDroga Kasiu
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą w 100..00% zwierzęta to nie rzeczy. Sama przygarnęłam jednego z moich kotów z fundacji pomimo iż miałam (mam nadal) w domu już jednego. Nie rozumie takich ludzi co mają zwierzęta chyba tylko do ozdoby lub zabawy, tak nie powinno być. Twoja sąsiadka wykorzystała twoja dobroć i być może naiwnosc, ślepe zaufanie do drugiego człowieka. W zamian za to otrzymałaś podłość i prawdziwy obraz tych wszystkich lat nadzieii. Dobrze wiem jak to jest też kiedyś mnie spotkała taka sytuacja ale ze strony przyjaciół (o ile można ich tak nazwać). Teraz twardo stąpam po ziemi i trzymam się z dystansem do ludzi. Mój mąż powtarza mi aby zawsze ufać sercu ale też i rozumu. Dobrzy ludzie sami się znajdą i to bezinteresownie.
Jak to mówią takie jest życie.
Pozdrawiam ;-*
Bardzo nieodpowiedzialna i glupia kobieta z tej sasiadki. Niestety niektorzy ludzie sa bez rozumu.... Wspolczuje Kasiu.
OdpowiedzUsuńSytuacja ta pokazała, jaką jest tak naprawdę osobą moja sąsiadka. Coraz trudniej ufać mi ludziom...
OdpowiedzUsuńWiesz więc Moniko o czy mówię i co w tej chwili przeżywam. Twój mąż mówi bardzo mądrze, ma rację, należy ufać sercu, ale rozum jest także ważny. Byłam naiwna przez lata, ktoś wykorzystywał moje serce, boznał mój czuły punkt, czas sobie wszystko przemyśleć i odrobinę się zmienić...
OdpowiedzUsuńTakich absurdów jak tu masz jest więcej ale w innym przypadku. Jeśli człowiek podejmuje opieki się to nie można podrzucać ludziom jak Tobie bez zapytania cy jakiegoś wybadania gruntu czy masz ochotę w ogóle.
OdpowiedzUsuńDokładnie... Każdy ma swoje problemy, swoje życie, być może jak w tym przypadku swoje zwierzęta i nie może ot tak podjąć tak ważnej decyzji w kilka minut... W efekcie końcowym miałam już wszystko przygotowane i do końca chciałam pomóc...
OdpowiedzUsuńTo babsko wredne. Ale ludzie tacy bywają. Daj im palec, to wezmą całą rękę, a i tak im mało. Dla mnie Ci, którzy źle traktują zwierzęta to potwory.
OdpowiedzUsuńStrasznie się zawiodłam i to po tylu latach... Nie mam słów, a łzy wciąż same cisną się do oczu...
OdpowiedzUsuńszkoda zwierzatka. A na ta pania to slow szkoda :(
OdpowiedzUsuńNiestety, najbardziej ucierpiało zwierzę...
OdpowiedzUsuńJestem zszokowana tą historią... ehhh, mam nadzieje, że kotek nie zginął z rąk wrednej sąsiadki...
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej ta kobieta już Cię nie będzie wykorzystywała. Tak to jest, chce się być dobrym dla innych, a oni tej życzliwości nie potrafią docenić.
Pozdrawiam i zapraszam do mnie!
Tak to już jest ale najważniejsze że tak podchodzisz do tego tematu zwierzęta nic nie są winne natomiast nie miałaś szczęścia do sąsiadki
OdpowiedzUsuńDużo ludzi niestety takich jest, co źle traktuje zwierzęta...Cóż taki ten okrutny świat. Ja sama bardzo szanuje zwierzęta, a koty uwielbiam.
OdpowiedzUsuńhttps://pielegnacyjny-zakatek.pl/
Też mam taką nadzieję... O tak, dobroć "wyszła mi bokami"... Natalio podaj link do siebie, chętnie wpadnę.
OdpowiedzUsuńDokładnie, zwierzęta nie są niczemu winne, tylko z reguły tak bywa, że to właśnie one najbardziej cierpią...
OdpowiedzUsuńPodobnie jest i umnie, również uwielbiam koty, ale także i psy (ogólnie mam szacunek do wszystkich zwierząt).
OdpowiedzUsuńNie lubie osob, ktore obwiniaja zwierzeta o cos. I ta pani dziwnie sie zachowala... Masz dobre serce, ze chcialas pomoc kotkowi i nawet zdalas sie na chodzenie do sasiadki zeby podac mu leki , bo ona nie chciala tego zrobic.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam : MÓJ-BLOG
Niestety, wydaje mi się, że moja sąsiadka ma coraz większe problemy ze sobą, ale to w żaden sposób nie usprawiedliwia jej zachowania i postępowania. Już niejednokrotnie jej pomagałam i być może zbyt bardzo ją do tego przyzwyczaiłam...
OdpowiedzUsuńMasakra. Ta kobieta ma coś nie tak z głową... Typ osoby u której, gdy coś jest nie po jej myśli to robi komuś na złość...
OdpowiedzUsuńPozostaje nam wierzyć w to, że takich ludzi jak Twoja sąsiadka, jest znikomy odsetek. Jestem przekonana, że tych o dobrym sercu jest znacznie więcej i życzę Ci, żebyś tylko na takich trafiała, bo na to zasługujesz :)
OdpowiedzUsuńNiestety, ale masz Grażynko w pełni rację. Od wielu lat wszystko musiało być tak, jak ona chciała... A gdy usłyszała ode mnie odmowe (początkowo, ale jednak) pokazała swoją prawdziwą twarz...
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuje ci Izo za tak miłe słowa... Wierzę, że będę jeszcze trafiać w swoim życiu na wspaniałe osoby, takie jak Ty oraz inni bywalcy urodzianki.
OdpowiedzUsuń